10 kwietnia 2014


- Dzień Dobry! Opuszczacie Meksyk, paszporty poproszę – powiedział celnik na przejściu granicznym. Normalna procedura. Nic o czym pisać warto.
- Proszę bardzo. 3 paszporty, bo jest nas trójka, mamy jeszcze małe dziecko z tyłu – przekazujemy paszporty i opuszczamy naszą tylną przyciemnianą szybę, żeby zademonstrować śpiącego Ignasia, w nadziei, że nie będą kazali nam go budzić i wyciągać z fotelika. Sen dziecka jest jak złoto, za cenny by skracać go choć o krótką chwilę. Celnik wertuje strony w paszporcie, zatrzymuje się dłużej nad Ignasiem. Duma, cmoka, wertuje kartki raz jeszcze.
 - Mamy problem. Dziecko nie ma stempla wjazdowego w paszporcie, jak się tu znalazło?
 - Jak to jak? Normalnie, przekroczyło granicę razem z nami, w Tecate. Celnicy powiedzieli nam tam jednak, że w Meksyku jest taka zasada, że dziecko do roku przynależy do rodziców i nie wbija się mu pieczątki do paszportu. Nie słyszał Pan o tej „zasadzie”? – pytamy. Trochę zdziwieni, a trochę świadomi, że za dobrze wszystko do tej pory szło. Bez sensu wydawała nam się ta ich zasada w Tecate. Dlatego kilka razy prosiliśmy o pieczątkę w paszporcie Ignasia. Niech chociaż na pamiątkę ją tam wbiją. Ale uparcie nie chcieli, w imię „zasady”.
- O niczym takim nie słyszałem. Każdy musi mieć stempel, bez dowodu wjazdu, dziecko nie może opuścić Meksyku. Proszę zaparkować samochód na poboczu, muszę porozmawiać z szefem.

I zaczęło się, wyjaśnienie, tłumaczenie 13 razy tego samego, różnym osobom. Mówimy im, niech zadzwonią do Tecate i pogadają ze swoimi kolegami po fachu. Na co oni zadają nam pytania – a jaki jest numer do Tecate? A z kim mam tam rozmawiać? Taka rozmowa. Proponują nam zapłatę mandatu albo powrót do najbliższej miejscowości do urzędu, żeby negocjować zmniejszenie jego wysokości. Ciśnienie skacze, bo my oczywiście żadnego mandatu płacić nie zamierzamy, ani wracać się do meksykańskiego urzędu też nie będziemy. 14. Tłumaczenie przynosi w końcu oczekiwany rezultat, jesteśmy jedną nogą w Belize!

Żeby znaleźć się tam drugą nogą musimy przejść jeszcze przez belizyjskie formalności. Łatwo nie jest, bo samochód trzeba legalnie wwieźć, a żeby go wwieźć trzeba przejść przez dezynfekcję, a żeby go zdezynfekować trzeba mieć belizyjskie dolary. Poza tym wszystkie bagaże trzeba zanieść do budynku na kontrolę, czego udaje nam się uniknąć, po tym jak błagającym tonem pokazujemy bogatą zawartość naszego bagażnika. Wszystko załatwione, zostaje ostatni temat - stempelki. Idziemy więc we trójkę do ogienka i problem paszportu Ignasia powraca jak bumerang. Ignaś nie może wjechać do Belize bo nie ma dowodu, ze wyjechał z Meksyku. Mamy wrócić się do celników meksykańskich i wyjaśnić sprawę. Tłumaczymy po raz 15, 16 i 17, skąd ten brak stempelka, zrozumienia jednak po drugiej stronie brak. Zostajemy odesłani do okienka obok. Podajemy paszporty przez okienko nic nie mówiąc tylko miło się uśmiechając, a super wyluzowany Pan, którego każdy ruch ręką trwa minutę, wbija stemple wjazdowe każdemu z nas, nie analizując niczego. Welcome to Belize! Juhu!


Nie zawsze jest tak, że zmieniając kraj widzi się od razu różnice. Tu od razu wszystkie nasze zmysły mówią, że jesteśmy w innym, nowym świecie. (1) Nowy jest język. Mnóstwo ludzi mówi i rozumie po hiszpańsku, ale dominuje angielski. Większość ludzi jednak mówi tak niewyraźnie, że w anglojęzycznym kraju dogadujemy się gorzej niż w Meksyku. (2) Nowi są ludzie. Wielka kulturowa mieszanka Kreoli (połączenie brytyjskich piratów z niewolnikami z Afryki), Garifuna (połączenie Indian z Ameryki Południowej z niewolnikami z Afryki), metysów (połączenie krwi europejskiej z lokalną indiańską), Indian, białych expatów, Chińczyków i Hindusów. (3) Nowa jest muzyka. Słyszymy ludzi grających na bębnach, w samochodach i sklepach rozbrzmiewa reagge, a nie latynoski reggeaton. America Latina opuszczona, jesteśmy w karaibskim kraju.

W Belize w powietrzu wisi luz. Latynoska „manana” to tyko namiastka belizyjskiej. Pośpiech to słowo zdecydowanie nie istniejące. Nie to, żebyśmy się gdzieś spieszyli albo żeby nam to przeszkadzało. Takiego spowolnienia nie widzieliśmy jeszcze nigdzie, więc nas to po prostu fascynuje. Ile może trwać prosta czynność… Wow… Na wolnej Magdzie Belizyjczycy robią wrażenie. Jest gorąco, to nie dodaje energii i nie zachęca do żywiołowego życia. Ale żeby aż tak wolno… Belizyjczycy powinni otworzyć ośrodki z turnusami leczniczymi dla pracoholików. Jakby tylko to zgrabnie sprzedali, fortuna gwarantowana. Bo ta wszechobecna powolność, ta urocza belizyjska prowincjonalność obezwładnia i zaraża. Tu nie da się inaczej.

I nam udziela się belizyjski klimat bardzo szybko, naszym pierwszym celem staje się więc nadmorskie, karaibskie Hopkins. Sporo mieliśmy plaży ostatnio, ale najwidoczniej nie wystarczająco. Jedziemy na nasze ostatnie w najbliższym czasie dni w hamaku i na piasku. Świetne 3 dni mamy w Hopkins. Marlon, Gwatemalczyk, pracownik hostelu, w którym się zatrzymujemy, wynajduje coraz to nowe atrakcje dla Ignasia. Ignaś dostaje swój prywatny, dmuchany basen i całą kupę zabawek po Marlona córce. Ale radość! W tym samym hostelu poznajemy też czwórkę polskich plecakowców, na co dzień młodych lekarzy. Uspokajają moje matczyne serce, zmartwione ciągłym kaszlem Ignasia, dzielą się smarowidłami na moje zgryzione przez pluskwy, meszki i komary nogi, ale przede wszystkim stanowią super towarzystwo w ciągu dnia i na długie wieczory. Aneta, Grynka, Piotrek i Władek – dzięki za ten wspólny czas i do zobaczenia w Polsce!

W drodze do Hopkins zatrzymujemy sie w Belize Zoo, miejscu, do ktorego trafiaja ofiary klusowników i handlu zwierzętami





Ignaś i wujek Marlon



Więcej zdjęć:
Belize


Magda

Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

3 komentarze :

  1. bosko!!!
    ps. Sprawne pióro. Fajna dynamika wpisu :) Dzięki za tę chwilę prokrastynacji z rana.
    ps.2. IGNAŚ STOI... madre mia!!
    tęsknię! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ignaś stoi, ale na razie tylko z podpórką. Co więcej zaczyna chodzić wzdłuż łóżka i raczkuje tak szybko że trzeba za nim biegać. I gada, Kasia, ile on gada [w swoim języku] - ma to chyba po swojej cioci :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że pieczątki w paszporcie są:)

    OdpowiedzUsuń