19 maja 2014


Macie jakies skojarzenia z Salwadorem? My musimy przyznac ze przed przyjazdem w te rejony skojarzenia mielismy raczej malo pozytywne, Salwador kojarzyl nam sie glownie z ... wojna domowa i gangami. Najbardziej znany z nich Mara Salvatrucha, narodzil sie w latach 80'tych w Los Angeles, jako odpowiedz nielegalnych salwadorskich imigrantow na ataki ze strony afroamerykanskich gangow. O pierwotnym celu swojego dzialania - ochronie Salwadorczykow, gangsterzy szybko zapomnieli i poszerzyli swoja dzialalnosc o "standartowe" zajecia: handel narkotykami, haracze i prostytucje. Przynaleznosc do gangu manifestowana byla tatuazami pokrywajacymi cale cialo, wlacznie z twarza, a w gangowym swiatku zaslyneli bezwzgledna zemsta i okrucienstwem. Amerykanie aresztowali kilku szefow i czlonkow Mara Salvatrucha, ktorych dla "swietego spokoju" odeslali do domu. I tym "zmyslnym" ruchem rozszerzono wplywy i dzialalnosc gangu na teren Ameryki Centralnej, w tym glownie Salwadoru, a z czasem i Meksyku.

Malo optymistyczny ten wstep, wiem. Dalej bedzie juz tylko bardziej pozytywnie. Wojna domowa jest juz na szczescie tematem bolesnej przeszlosci, kraj stara sie preznie isc do przodu, wykorzystujac plynace z zagranicy fundusze i znana w regionie salwadorska pracowitosc. Zastanawiacie sie skad plyna fundusze? Glownie ze Stanow i nie tylko w formie zorganizowanych funduszy za posrednictwem NGO´sow. Okolo 12% Salwadorczykow zyje na terytorium USA, nie ma rodziny, ktora nie mialaby choc kilku swoich przedstawicieli w tym "lepszym" swiecie, zasilajacych konta spokrewnionych w ojczyzne. Gangi podpisaly natomiast w 2012 roku porozumienie na ksztalt zawieszenia broni. Wielu zagranicznych obserwatorow twierdzi ze musialo byc w to zamieszane panstwo i kosciol, dosc ze statystyki bezpieczenstwa lub tez niebezpieczenstwa znacznie sie poprawily. Nie znaczy to oczywiscie ze jest od dwoch lat w Salwadorze cud miod sielanka, jest jednak troche lepiej, i Salwador stara sie to wykorzystac, wracajac na turystyczna mape swiata.

Warto przekroczyc granice z Salwadorem chocby dla samych ludzi. W zadnym z dotychczasowych miejsc nie narzekalismy na brak usmiechu i przyjaznej reki, ale Salwadorczycy byli tak kochani, ze ich serdecznosc zaskakiwala nas kazdego dnia. Serce na dloni maja Ci ludzie, w glowie sie wiec nam nie miesci ze gdzies w tym ogromie dobra moze byc choc szczypta zla. A przyrodniczo, czy krajobrazowo? Sklamalibysmy mowiac ze spotkalo nas tam w pierwszych dniach jakies niewiadomo-co. Mielismy jednak dwa super przyjemne spacery w bardzo intensywnej zieleni.

Na pierwszy z nich wybralismy sie w Parku Narodowym El Imposible. Brzmi troche jak nie z tej ziemi widoki albo nieprawdopodobnie trudne sciezki. Nic z tych rzeczy. Nazwa wziela sie od wypadkow, ktore mialy miejsce w tym regionie w czasie transportu produktow rolniczych nad Pacyfik. Karawany mialy bowiem do pokonania wawoz, niejeden kon i czlowiek stracil tam zycie i stad wziela sie nazwa tego zielonego Parku Narodowego. Dzisiaj z przygotowanym sciezkami nie mozna mowic o zadnym imposible, to po prostu mily spacer z mozliwoscia zanurzenia sie w rzece lub skokami z wodospadow. W naszej konfiguracji pokonywanie wodospadow odpada, wybralismy sie wiec na prosta przebiezka nad rzeke na dole wawozu. Dawno nie maszerowalismy przez tak pieknie pachnacy las i taka zielen, wiec bardzo nam sie podobalo. A najwieksze emocje zwiazane byly z wiszacymi nad naszymi glowami grzmiacymi chmurami. Koniec koncow zadna kropla na nas nie spadla, pumy nie spotkalismy, za to sie milo i delikatnie zmeczylismy.




Druga wycieczka dostarczyla nam troche wiecej emocji. Wybralismy sie w okolicy Ruta de las Flores nad Siedem Wodospadow (Siete Cascadas), ktore okazaly sie byc jednym siedmioczesciowym wodospadem. I kazda z tych czesci trzeba bylo pokonac zeby dostac sie do kolejnej. Do wodospadow zaprowadzil nas przewodnik, przemily, buzia mu sie po drodze nie zamykala. Tak to juz w tym Salwadorze jest, ze samodzielne ekspedycje sa niezalecane i wszedzie wciskana jest usluga przewodnika albo nawet uzbrojonego ochroniarza. Nie wiem na ile jest to sposob tworzenia miesc pracy, a na ile rzeczywiscie chronieni sa w ten sposob turysci. Przypuszczam ze raczej dominujacym czynnikiem jest to pierwsze, dla spokoju sumienia postanowilismy jednak nie maszerowac samodzielnie i coby nie isc z grupa, ktora nie pozwala na przerwe na drzemke Ignasia, znalezlismy sobie indywidualnie przewodnika. Zjawil sie na miejscu punktualnie i przyprowadzil ze soba dwoch pomagierow, ktorzy mieli nas na linach spuszczac z wodospadow.
- Ale my mamy Ignasia na brzuchu! Nie chcemy schodzic na linach z wodospadow!
Wielkie bylo ich rozczarowanie, postanowili sie jednak i tak sie z nami przejsc. Chcac, nie chcac mielismy wiec trzech przewodnikow w cenie jednego. Malo nas to na poczatku cieszylo, byli jednak tacy fajni i takie ciekawe historie nam o Sawadorze i otaczajacej na przyrodzie opowiadali, ze bylismy pod koniec zadowoleni z tego ukladu. Pokonywanie wodospadow bylo niezla zabawa. Na poczatku staralismy sie skakac po kamieniach i konarach, zeby sie nie zmoczyc. Przy pierwszym wodospadzie musielismy jednak pod nim przejsc zeby dojsc do dalszej sciezki. Zrosilo nas solidnie, skoro i tak bylismy mokrzy, dalej szlismy juz centralnie po rzece i skalach w niej lezacych. Jedyne, co musielismy sobie odmowic, to ostatni z siedmiu wodospadow. Zeby sie do niego dostac musielibysmy wspiac sie po wodospadzie, moczac sie z glowa cali. Super zabawa, ale niestety nie tym razem. Zobaczcie jak wspaniale zielony jest El Salvador!


Ostatni wodospad nie dla nas





Najpiekniejszy widok na swiecie!
Magda

Wysłano z ultrabooka Asus UX42VS

0 komentarze :

Prześlij komentarz