Z kolonialnymi miastami Nikaragui jest związanych kilka
ciekawych historii. Np. o tym jak to dwa miasta – Granada i Leon walczyły ze
sobą o przywództwo w kraju, aż w końcu stolica została przeniesiona w trzecie
miejsce, do mało atrakcyjnej Managua. Albo o tym jak to Leon zatrudnił
amerykańskiego show-mena Williama Walkera do zdobycia władzy w Granadzie.
William wraz ze swoją ledwie 56-osobowa armią podbił miasto przekazując władzę
nie zleceniodawcy, a samemu sobie. Samozwańcze rządy nie trwały długo i
zakończyły się ucieczką z podpaleniem całego miasta i tablicą: Tu była Granada.
Pisząc o naszej wizycie w tych dwóch miastach mogłabym
rozwinąć te historie albo opowiedzieć jakie kościoły, zakątki i uliczki tym
razem wiedzieliśmy. Pomimo, iż były to n-te odwiedzone przez nas kolonialne miasta
w tej podróży, bardzo nam się tam podobało, jest jednak jedno „ale”. Straciłam
umiejętność świeżego patrzenia się na kolejne podobne do siebie miasta, nie
potrafiłabym więc w tym wpisie nie przynudzać. Dlatego napiszę Wam o czymś
innym – o zabawie.
Czasy nieruchomego Ignasia bawiącego się stópkami są już
dawno za nami. Nie możemy już zapakować go do nosidełka i maszerować cały dzień
po mieście, jak to robiliśmy w San Francisco. Musimy tak planować dnie, żeby
każdy był zadowolony, a więc nieodłączną częścią każdego dnia musi być zabawa.
Czas zabawy przypada zazwyczaj na późne popołudnia i często przedłużające się
poranki, kiedy jesteśmy już / jeszcze zalogowani w naszym miejscu noclegowym. I
to jest czasami nasze błogosławieństwo, a czasami przekleństwo. W namiocie jest
zawsze łatwiej, natura jest świetnym placem zabaw. W hotelikach, hostelach
itp., bywa różnie. Żaden z nich nie jest przystosowany do dzieci – kontakty na
niskich wysokościach, wiatraki, w które super jest wsadzić paluszki, kibelki
bez drzwi, a z ciekawą wodą w środku i tak dalej. Zdarza się jednak, że
właściciele mają dzieci, które są chętne do zabawy z Ignasiem, mają jakieś
zabawki i świetne podwórko do zabawy.
Taki właśnie hotelik mieliśmy w Leon. Nie właściciele hotelu
mieli dzieci, a Pani sprzątająca, która zabierała swoją córkę do pracy. Sporą
starszą od Ignasia, ale bardzo chętną do zabawy z nim. Wygrzebała klocki,
budowała mu różne konstrukcje, które Ignaś ochoczo poddawał destrukcji. Zabawa
z piłeczkami? Najlepsza na stole bilardowym, nie dość że jest ich dużo i są
kolorowe to jeszcze można je wrzucać do dziurek i z nich wyjmować.
|
Poważny Ignaś zatopiony w zabawie |
Jeszcze lepszy plac zabaw czekał jednak na nas za rogiem.
Dosłownie plac zabaw, najfajniejszy jaki w życiu moim widziałam. Bo niby kto
powiedział, że słowo plac zabaw ma ograniczać się do piaskownic, huśtawek,
drabinek i innych pajęczynek. Bawić można się na tak wiele sposobów i takie
właśnie miejsce do zabawy zorganizowano w Leon. Były tam oczywiście wszystkie
standardowe przyrządy, ale na nich dopiero zaczynały się możliwości. Na
drzewach umieszczono domki, pomiędzy drzewami wisiały mostki, na które wchodziło
się po drabinkach. Dla młodszych domki do zabaw stały na ziemi, wszędzie było
też mnóstwo stolików. I nie były one przeznaczone dla mam, czy babć zerkających
na ich dzieci, lecz dla starszych dzieci do zabawy. Centralnym miejscem placu
zabaw była bowiem darmowa wypożyczalnia zabawek. Wystarczyło dać w zastaw np.
telefon i można było skorzystać z dowolnego przedmiotu. A wybór był taaaaaak
wielki. Były rowerki, samochodziki i hulajnogi, dla dzieci w różnych wieku,
były zabawki do pchania, ciągnięcia, koniki bujane, były gry planszowe, puzzle karty,
klocki różnych rodzajów, lalki, maskotki, plasteliny, kolorowanki. Ogrom
zabawek i zabaweczek dla dzieci w różnym wieku. Ignaś wprost zakochał się w
tandetnym samochodziku, w który mógł wejść i być przez nas pchanym. Jeszcze
nigdy nie widzieliśmy go tak zaangażowanego w zabawę, najsłodszy widok w
świecie!
Poza zabawą w Leon, mieliśmy też czas na wypady pod miasto.
Pojechaliśmy na przykład do Parku Narodowego Wulkan Masaya, bynajmniej nie po
to, żeby wulkan zdobywać. Park został dostosowany do potrzeb emerytów i pod sam
krater można wwieźć się samochodem. Wulkan jest tak aktywny, że wyrzuca chmurę
dymu całą dobę, kolejny niezły wgląd do wnętrza ziemi.
|
Jak wulkan zacznie wypluwać kamienie, schowaj się do samochodu... ;) |
Mieliśmy też kilka spacerów po Granadzie i Leon, ale o
nich nie będziemy opowiadali słowami, zobaczcie je na zdjęciach
Magda