Nowy Jork był na szczycie mojej listy miast do zobaczenia. Wielkie miasto klocków tetris, trochę znane z milionów kadrów hollywoodzkich filmów. Pocztówki z Manhattanu znamy na pamięć - Statua Wolności, Empire State Building, Most Brookliński, Central Park. Kadry-wizytówki nie pokazują jednak tego co w mieście najważniejsze - klimatu, ruchu, zapachu, twarzy ludzi, szeroko pojętej aury miasta. No więc poskładaliśmy sobie tą naszą podróż amerykańską tak, żeby zakończyć ją tygodniem w Nowym Jorku i poczuć na własnej skórze choć przez chwilę nowojorskie powietrze. Kilka rozrzuconych wspomnień poniżej.
Lot z dreszczykiem
Macie loty, które zapamiętacie na długo albo nawet na zawsze? Dla mnie to był ten lot. Granatowo na prawo, granatowo na lewo, pioruny rozdzierające niebo i ciszę, piszczący ludzie przy nagłych utratach wysokości, ponad godzinne kołowanie w oczekiwaniu na przesunięcie się frontu burzowego. Zawsze się zastanawiałam jak to jest lądować w burzy. To się dowiedziałam.
Moc Fejsa.
Jeszcze z Ameryki Centralnej zamieszczamy na fejsie krótkie zapytanie - prośbę o nocleg w Nowym Jorku. Wiadomość dociera do naszego nowojorskiego kumpla, który kilka godzin po naszym lądowaniu leci do Polski na urlop. Danilo mówi, że chętnie udostępni nam swój pokój, będziemy mieli z godzinę na spotkanie i wymianę podstawowych informacji. Logujemy się w mieszkaniu rzut beretem od WTC z dwoma amerykańskimi współlokatorami, piękny początek. Dzięki Daniel!
Maraton
Nastawiamy się na chodzenie. Chcemy się tak po prostu zgubić w mieście, zobaczyć jak stapiają się ze sobą kolejne dzielnice, chcemy chodzić, chodzić, chodzić. Bardzo pomocny wydaje nam się do tego wózek - nie będziemy musieli dźwigać cały dzień Ignasia plus mały nasz będzie miał gdzie się zdrzemnąć. Rezultat: Ignaś jest zafascynowany swoim nowym wozidłem i tym, co dzieję się wokół niego, co nie pozwala mu zasnąć w ciągu dnia nawet na sekundę. Możemy włóczyć się bez końca po mieście pod warunkiem, że omijamy szerokim łukiem muzea - tam nie ma tak zajmującego życia jak na ulicy i następuje wielki bunt najmłodszej części załogi. Dziennie pokonujemy więc dziesiątki kilometrów i nie mamy dosyć. Miasto wciąga.
Manhattan najładniejszy z perspektywy
Serce Nowego Joru najbardziej podoba nam się z pewnego oddalenia. Spojrzenia na Manhattan z Brooklynu, Jersey City, dachu Rockefeller Center, czy tarasu cioci Aliny wryły się w naszą pamięć najmocniej. Ludzka moc stworzenia miasta z klocków tetris, przy czym dodać trzeba, że uwzięła się ta gra, bo zrzucała urbanistom same podłużne klocki.
Las w mieście
Świetnie czujemy się między drzewami w Central Parku. Możemy tam na trawie usiąść i obserwować jak inni urodziny świętują albo w baseballa grają. Rowerzyści i rolkarze pędzą po swoich autostradach, ale inny to pęd niż ten odczuwalny pomiędzy biurowcami i przy budkach z hot-dogami.
Koncert piknikiem, piknik koncertem
Na dwa dni wybieramy się na prowincję New Jersey na koncert Jamesa Taylora. Czujemy się jakbyśmy przenieśli się na najbardziej tradycyjną amerykańską prowincję. Flagi wetknięte w każdy dom, flaga wisi nad sceną, przed koncertem obowiązkowo hymn na stojąco. Do tego wszystkiego zanim rozpoczęło się granie - piknik przy samochodach, taki piknik piknik z prawdziwego zdarzenia. Z grillem, krzesełkami rozkładanymi, jedzeniem, alkoholem i jednorazówkami. Na środku parkingu przy bagażniku samochodu. Amerykanie lubią podobno pikniki.
Nowy Jork gra
I nie mam tu na myśli tylko silników samochodowych. Na ulicach i pod nimi spotykamy mnóstwo ulicznych grajków, grających na naprawdę wysokim poziomie.
Rodzinny grill
W Nowym Jorku mieszka moja daleka rodzina. I chociaż nigdy wcześniej się nie widzieliśmy, ba, nawet nie wiedzieliśmy do końca o swoim istnieniu, spotykamy się jednego popołudnia na grillu przygotowanym na dachu apartamentowca w okolicach Central Parku. Jest przemiło, poznajemy dzięki nim miasto z perspektywy polskiej emigracji. I pierwsze od 9 miesięcy pierogi jemy!
Stęskniliśmy się
Po pierogach u cioci na grillu jedziemy na schabowego na Greenpoint. Po dawnej polskiej oazie na Brooklynie pozostały pojedyncze ślady, wciąż jednak można tu wejść do polskiego spożywczaka, apteki, czy zjeść barszcz w Łomżyniance. Pani Janina gotuje na zapleczu polskie specjały od ponad 20 lat, są stoliki z obrusem i pocztówkami pod szkłem, starodawne lampki i wnuk roznoszący potrawy. Podróż w czasie.
Po tych krótkich słownych impresjach, zerknijcie jeszcze na te obrazkowe!
Wchodzimy na pokład samolotu Cartagena - NYC |
z dedykacją dla Daniela. Dzięki! |
Pchamy się do muzeum, bo jeszcze nie wiemy, że za chwilę stamtąd wyjedziemy w akompaniamencie |
WTC |
Ignaś z kuzynami |
Więcej zdjęć:
Nowy Jork |