lub 2) jazda wzdłuż wybrzeża, dłuższa, ale z dostępem do wody i piasku, które z póltorarocznym Ignasiem stanowią miejsce na przerwy idealne. Łatwo zgadnąć, że staraliśmy się trzymać opcji 2. Dla chwil takich jak ta:
---
Przerwy
Głównym bodźcem dla naszych nadmorskich przerw była chęć zapewnienia Ignasiowi rozrywki i jego zadowolenie. Nieprawdą byłoby jednak powiedzenie, że robiliśmy to tylko dla niego. Robiliśmy to też dla siebie, sami bawiliśmy się w trakcie ich trwania nie gorzej. Bo super jest wykąpać się w falach Oceanu Indyjskiego, bo na zjeżdżalniach, karuzelach, huśtawkach można mieć w trójkę tyyyyle radości, bo lubimy budować zamki z piasku otoczone fosą podlewaną regularnie przez dobijające fale, bo można oko nacieszyć widokiem ładnym i piaskiem białym. Rewelacja!
Plac zabaw pośrodku niczego |
Każda pora dnia dobra na plażową przerwę |
Nie zawsze byliśmy sami. W ogniu fleszy paparazzi |
---
Wyspa Masirah
Jest mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Muskatem a Salalah wyspa, co zwie się Masirah. Kitesurferom mogła obić sie o uszy, bo jest okres w roku kiedy lokalne wody nawiedzają silne wiatry i ludzie zjeżdżają do założonej bazy na pływanie. Jest tam też duża baza wojskowa i trochę osad rybackich, hotel z przylegającym barem, w którym całkiem swobodnie można napić się piwa. Jest też dużo pustki, spokoju, a i pagórek do wspięcia się po widok się znajdzie. Piękne byy te nasze chwile na Masirah i jest to trochę niewytłumaczalne. Bo nic spektakularnego to miejsce nie oferuje. W podróży nie chodzi przecież jednak o spektakularność. Tylko o to "coś", co sprawia, że jest ci w danym miejscu dobrze, bo aura miejsca współgra z Tobą, bo miejsce wysyła do Ciebie "sygnał", dzięki któremu gęba nie przestaje się uśmiechać.
W cztery oczy |
Rzuty kamykami najlepszą rozrywką w trakcie przydługich spacerów |
Ciacho w najwyższym punkcie Wyspy Masirah |
Piona! |
Czy ktoś wie co to jest? Bardzo to piękne! |
Okazy z targu rybnego |
---
Noclegi na plaży
Plaże w Omanie wydają się idealnym miejscem na nocleg. Puste, nikogo po horyzont nie ma, wieczorem można patrzeć się bez końca w światło księżyca odbijające się tafli wody, a o poranku Ignaś wymaszerowuje z namiotu wprost do piaskownicy. Nie chcieliśmy spać w innym miejscu niż plaża, do czasu.
- Michaś, śpisz?
Cisza. Może nie usłyszał. Wiatr kładzie namiot, huk taki, że masz wrażenie, że jesteśmy w oku cyklonu i zaraz odfruniemy.
- Michaś, śpisz?
- Nie śpię. Nie da się. Tylko dziecko może w czymś takim spać.
Nasz sen jest bardzo hałasoodporny. Moglibyśmy zasnąć na autostradzie albo na ulicy w Hanoi. I huk wiatru byśmy znieśli, ale piach, który wciska do namiotu każdy podmuch wiatru jest nie do wytrzymania. Mamy go w uszach, oczach, zębach. Wszędzie. I pomyśleć, że jak zasypialiśmy było tak spokojnie i nic nie zapowiadało takiego wiatru w nocy. Siadamy. Patrzymy się z niedowierzaniem na śpiącego Ignasia. Ściany namiotu walą nam w twarze, a my obmyślamy plan ucieczki. W takim wietrze, po ciemku będzie nam bardzo trudno wszystko złożyć. Plus gdzie o drugiej uciekać. Płasko dookoła, trudno znaleźć schronienie za skałą. Decydujemy się na rozłąkę. Ja idę przygotować dla mnie i Ignasia spanie w Yarisce, Michał zostanie w namiocie i będzie pełnił funkcję głazu powstrzymującego namiot przed odfrunięciem. Ignaś dostaje królewskie legowisko na tylnej kanapie, ja zwijamy się kłębek na przednim siedzeniu. I tu łatwo się nie śpi. Piach nie wali w oczy co prawda, ale samochodem buja na wszystkie strony, efekt odfruwania podobny do tego z namiotu. Co chwilę sprawdzam też, czy Michał tam jeszcze na plaży jest, czy już go zasypało albo porwało. Bilans nocy: jedna odfrunięta karimata i zasypany w piachu Ignasiowy sandał. To drugie okazuje się bardziej problematyczne niż to pierwsze. Butów dziecięcych w Omanie pod dostatkiem, ale przecież jest zima, a w zimie chodzi się w trzewikach!
Od tej pory decydując się na spanie na plaży szukaliśmy skał, łodzi lub innych wiatrochronów. Na wszelki wypadek.
Schowani na łódką |
Zdjęcie z namiotu przed ewakuacją |
O świcie po ewakuacji. Michał stara się odnaleźć przysypanego piachem sandałka. |
----
Żółwie w Ras al Jinz
Omańskie plaże upatrzyły sobie żółwie morskie na dobre miejsce do rozmnażania. Marzyło mi się zobaczenie takiej żółwiej "arribady", czyli kilkuset żółwic wypełzających na plażę, żeby złożyć jaja. W Omanie byliśmy jednak w niskim sezonie, wiedzieliśmy więc, że jeśli będziemy mieli szczęście zobaczymy pojedyncze sztuki. Zawsze coś. Pojechaliśmy więc tam, gdzie było to najbardziej prawdopodobne - do Ras al Jinz. Organizowane są tam dwa wyjścia na żółwic podglądanie - nocne i poranne, o świcie. Rozbiliśmy namiot w pobliżu i rozdzieliliśmy się - ja poszłam w nocy, Michał miał iść bladym świtem. Razem ze mną czekało na wejście na plażę kilkadziesiąt innych osób. Nienajlepiej się z tym czułam. Bałam się efektu bydła, ganiającego żółwice z aparatem i strzelającego fleszem, bez poszanowania żółwiej prywatności. Muszę jednak przyznać, że jak na ten odwiedzający plażę tłum, całkiem nieźle zostało to zorganizowane. Zakaz aparatów, tylko przewodnicy wyposażeni w latarki, zakaz zbliżania się do żółwic wychodzących z morza oraz podchodzenia do nich od tyłu. Tłum podzielony na mniejsze podgrupy, na plaży cisza, brak głośnych rozmów, jakaś namiastka intymności stworzona. Niesamowite są te wypełzające z fal żółwie olbrzymy. Wiele razy widziałam je nurkując, spotkanie na lądzie to jednak zupełnie nowa historia. Wróciłam do namiotu bardzo przejęta.
- Michaś, musisz koniecznie jutro rano wstać!
To jednak Ignaś obudził Michała, zamiast nastawionego wcześniej budzika. Tylko mi spotkanie było dane.
Żółwi ślad i dziura na jaja na jednej z plaż |
----
Okolice Salalah
- Po co jedziecie na południe? - słyszeliśmy od większości Omańczyków.
- To nie jest sezon. Tam jeździ się w lecie, jak jest zielono. Teraz nie ma sensu, nic tam nie ma. - powtarzali.
Okolice Salalah są jedynym miejscem w Omanie nawiedzanym przez monsun, dzięki któremu w lecie robi się tam zielono. A zielono dla Omańczyka to jak biało dla Tanzańczyka. To jest to "coś", dla którego warto tarabanić się 1000 km przez pustynię. Na nic zdają się tłumaczenia, że my mamy deszcz i zielone drzewa w Polsce, a na południe jedziemy dla tych suchych, surowych gór, co do morza wchodzą, tworząc zatoczki urokliwe.
Wybrzeże Omanu przed i za Salalah jest po prostu spektakularne. Wysokie, wysuszone góry wchodzą tam w ocean, strome drogi schodzą pionowo do plaż, otoczonych przez wysokie szczyty. Gdzieniegdzie wioski rybackie, uśmiechnięci Omańczycy częstujący mlekiem wielbłądzim albo dzielący się muszlami właśnie wyłowionymi z wody. Dla mnie jest to jedno z najpiękniejszych wybrzeży, kiedykolwiek przez nas odwiedzonych. Warto pojechać do Salalah dla tych widoków. Można tylko wyobrażać sobie jak pięknie musi być tam dalej, po jemeńskiej stronie.
Na południe od Salalah |
Port w Mirbacie. Na północ od Salalah |
Wybrzeże Omanu |
Masirah |
Salalah i okolice |