Muzykowanie i tańczenie w miejscach publicznych jest zakazane. Ale ludzie robią swoje. [na dole wersja z dźwiękiem] |
27 lipca 2016
Do niedawna przekazy medialne z Iranu
rysowały mało przyjemny obraz kraju. Rządy ajatollahów, szalony
Ahmadinejad, niepohamowane zapędy atomowe, sankcje gospodarcze,
wypowiedzi irańskich wojskowych o możliwości zdmuchnięcia państwa
Izrael w przeciągu 8 minut z powierzchni ziemi itp. W ostatnim
czasie przekaz złagodniał, niemniej wydaje mi się, że w
świadomości ludzi, Iran jest ciągle groźnym krajem, z szaleńcami
u władzy, na których uważać trzeba i którzy obywatelom wolność
zabrali. Faktycznie, Iran pozostaje republiką islamską od 1979
roku, a rządy szariatu nakładają na codzienne życie ludzi sporo
nakazów i ograniczeń. Kobiety muszą nosić chustki na głowach,
bluzki do pół uda, zakrywać ręce i nogi. Kobietom nie wolno grać
w bilard bo pozycja przyjmowana przy grze jest za bardzo wyzywająca.
Facebook i Youtube nie działają, rząd kontroluje internet, w
ramadanie restauracje są pozamykane, telewizja satelitarna jest
zabroniona, nie wolno tańczyć i muzykować w miejscach publicznych, nie wolno
przyjmować w domach zagranicznych gości, o zakupie napojów
alkoholowych w kraju możesz zapomnieć itd. itp. Można by tak
długo. A jak to jest w rzeczywistości z tym zniewoleniem i brakiem
wolności w Iranie?
Tamte czasy
Młodzi ludzie znają tamte czasy tylko
ze zdjęć i opowieści rodziców.
- Moi rodzice mówią, że kiedyś
żyło się lepiej. Kawiarnie były pootwierane wieczorami,
działały kluby z muzyką, gdzie można było iść potańczyć. -
słyszymy od jednej ze spotkanych osób.
W jednym z domów, rodzice wyciągają album ze zdjęciami. Nie możemy uwierzyć
własnym oczom. Widzimy na nich piękną kobietę, w zwiewnych,
prześlicznych sukienkach, z rozwianymi, długimi włosami na tle
pustynnego krajobrazu. A obok niej przystojnego mężczyznę,
ubranego trochę jak na teledysku Y.M.C.A. Na kolejnych zdjęciach
znowu piękna pani, tym razem w ciąży, w sukience lekko
podkreślającej zaokrąglony brzuch. Wyglądają zupełnie jak
ludzie z Europy, w tamtych czasach. A dookoła nich... Samochody i
ulice tak niewiele różniące się od tego, co widzimy teraz. Tak
jakby sankcje i odizolowanie trochę zahibernowały tą irańską
rzeczywistość. W opowieściach słyszymy sentyment i tęsknotę.
Nie zawsze, to oczywiste. Są ludzie, którzy system popierają.
Jednak przez to, że w farsi nie rozmawiamy, mamy kontakt tylko z
tymi, którzy są wykształceni. A ci w dużej większości stare
czasy wspominają z dużą tęsknotą.
Dualizm świata
Skoro ajatollahowie rządzą krajem od
prawie 40 lat domyślać się możecie, że ludzie oswoili się z tą
sytuacją i nauczyli się z nią żyć. Znają granice, wiedzą na co
pozwolić sobie mogą, a czego lepiej nie pokazywać. Iran dzisiaj ma
dwie twarze. Jedną oficjalną, którą widzimy na ulicach.
Najważniejszą tam zasadą jest niewyróżnianie się, coby nie
skupiać na sobie uwagi tłumu. A drugą – prywatną, domową,
która często nijak się nie ma do tego, co w miejscach publicznych.
I tak dla przykładu. Telewizja satelitarna jest zakazana. Ale
wszędzie na domach widzimy talerze. A w telewizji dostępne są
telenowele irańskie kręcone w Turcji czy BBC w farsi. Nikt tam o
hijabach nie słyszał, a i klatę Ronaldo pewnie pokazali po karnym
strzelonym w finale Ligi Mistrzów. My ten karny widzieliśmy w
telewizji irańskiej, która transmituje wszystko z należytym
opóźnieniem. Czas na wycięcie ujęcia z gołą klatą być musi.
Albo spójrzmy na sytuację z alkoholem. W sklepach piw do koloru do
wyboru. Wielo- i jednoowocowe lub też klasyczne, wszystkie
oczywiście bezalkoholowe. Kubki smakowe próbują się jednak w ich
smaku doszukać tego co zapamiętały pod hasłem piwo i doszukać się
nie mogą. A w domach? Tu alkohol jest. Pewnie, że nie we wszystkich.
Ale piliśmy w Iranie i wódkę i piwo alkoholowe i wino. Część
alkoholu z przemytu, część domowej roboty. A i imprezy ludzie
organizują, czasami w domach, a czasami w krzakach, poza miastem.
Jedno z takich miejsc poznaliśmy.
- Czy znasz jakieś miejsce, w
którym moglibyśmy posiedzieć przy strumyku? Tak wiesz, żebyśmy
my mogli w cieniu pogadać a Ignaś potaplać się w wodzie? -
zapytaliśmy naszego hosta. Trochę bez większych nadziei, w końcu
zadajemy to pytanie na pustyni.
- Pewnie jest takie jedno miejsce w
okolicy. Ale dzisiaj będzie bardzo zatłoczone – odpowiedział
- Zatłoczone? Przecież jest
ramadan i ludzie nie piknikują!
- Tam ludzie piknikują, niezależnie
od ramadanu.
To tym bardziej chcemy tam pojechać.
Nie widzieliśmy żadnych piknikujących ludzi w trakcie ramadanu. I
rzeczywiście, jak rzekł nasz znajomy, tak było. Strumyk obsadzony
był ludźmi dookoła, wszyscy z koszami piknikowymi, butlami
gazowymi, kocami, kalyanami (czyli fajkami wodnymi). Jedna wielka
fiesta. Tam ktoś spaceruje i śpiewa na cały głos, tam ludzie z
psami biegają. No właśnie, z psami.
- Wiesz co, właśnie sobie
uświadomiliśmy, że to pierwsze miejsce w Iranie, w którymi
widzimy ludzi z psami – mówimy – Dlaczego ludzie w Iranie nie
mają psów?
- Mają! Tylko niedawno rząd zakazał
wyprowadzania psów w miejscach publicznych, można je trzymać
tylko w domach. Ale to miejsce rządzi się swoimi prawami.
W tym miejscu spotykamy kawiarnie
otwarte i lody można kupić, tu rośnie marihuana, a kobietom w
knajpach chustki spadają z głowy i nikt się nie spieszy, żeby je
poprawić. I to też jest Iran, jego druga twarz.
- Ale jak to możliwe, że policja
tu nie wpadnie i porządku nie zrobi? - pytamy
- To proste, mieszkańcy
miejscowości by ich nie wpuścili.
Przyzwyczajenie a szczęście
Ludzie się przyzwyczaili, ale czy są
w tym wszystkim szczęśliwi? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie
oczywiście nie ma. Jak to ze szczęściem. Irańczycy są bardzo
dumnym narodem, kochającym swój kraj, więc wielu zaakceptowało
rzeczywistość taką jaka jest. I choć nie wszystko im się podoba,
to jest ich kraj, ich miejsce na ziemi. Wiele młodych
ludzi, myśli jednak o wyjeździe.
- Myślę, ze pomiędzy 50% a 70%
młodych osób chciałoby opuścić Iran – usłyszeliśmy od
jednej z poznanych osób. - Ludzie młodzi nie mają tu żadnych
rozrywek. Co możesz robić wieczorami? Możesz wrócić do domu i
surfować w necie. Ale net jest taki wolny, że nie sprawia to
żadnej radości. Więc najlepiej spędzać czas na nauce lub pracy.
Tylko jedno chcieć, a drugie móc.
Paszport irański wjazdu do wielu krajów, szczególnie tych
„pożądanych”, nie ułatwia. Najłatwiej wyemigrować starając
się o zagraniczne uniwersytety i stypendia. Różne scenariusze
słyszeliśmy. Poznaliśmy ludzi, którzy wiele lat wykładali na
uniwersytecie w Iranie, żeby za kilka miesięcy zacząć studia
doktoranckie od nowa, z tym, że w Australii. Poznaliśmy ludzi,
którzy po magisterce pracują dużo, żeby zaoszczędzić, a
zaoszczędzone pieniądze wydać na doktorat w Europie, Stanach lub
Australii. Poznaliśmy też takich, którzy edukację irańską na
licencjacie kończą z nastawieniem na kontynuację edukacji
zagranicą. Oczywiście, że nie tylko ograniczona wolność sprawia,
że ludzie chcą uciec. Znaczenie ma też chociażby duże
bezrobocie wśród młodych ludzi, sięgające 25%. I fakt, że wiele
wykształconych osób nie podejmuje pracy w zawodzie tylko zajmuje
się czymkolwiek. Choć i to jest po części powiązane z tematem
wolności i republiki islamskiej – nałożone na Iran sankcje mocno
wpłynęły na sytuację gospodarczą w kraju.
Miejsce dla ludzkiego sumienia
Nadmierne regulowanie rzeczywistości i
niepozostawianie miejsca ludzkiemu sumieniu rodzi dużo
nienormalności. Przykładów możemy tu podawać wiele. Mechanicy
zaprosili Micha na porno grupę whatsappową, nagość zabroniona jest
dużo bardziej nęcąca niż ta dozwolona i dostępna. Młodzi
ludzie chcą uciekać z kraju, a i na religijność społeczeństwa
przymus efekt przynosi odwrotny.
- Kiedyś ludzie byli bardziej
wierzący – słyszeliśmy – Bo nikt ich do tego nie zmuszał.
Kiedyś w ramadanie większość knajp
też była zamknięta. Z szacunku i potrzeby serca, a nie z nakazu. Ileż naturalniej musiało to wtedy wyglądać? I ile szczęśliwiej musiało się żyć większej różnorodności ludzi?
23 lipca 2016
By
machy
/ Posted on
21:14:00
/
5
comments
/ Categories:
Iran
,
Isfahan
,
podróże z dzieckiem
,
podróżowanie z dzieckiem
,
polskie dzieci w Iranie
Temat polskich dzieci, które w czasie
II wojny światowej dostały się z Syberii do Iranu, a stąd do
różnych zakątków świata, aby przetrwać czasy niespokoju,
przewija się przez nasze podróże od dawna. Wszystko zaczęło się
od Pana Stanisława, z którym zaprzyjaźniliśmy się w Nowej
Zelandii, a który pokonał ponad 70 lat temu tą właśnie drogę. W
Ugandzie natrafiliśmy na cmentarz i kościół, który po tamtych
wydarzeniach pozostał, a w Kalifornii spędziliśmy przemiłepopołudnie z Panią Niusią. Ją los również rzucił w czasie
wojny do Iranu.
Ze znanych nam relacji dzieci z tamtych
dni biją pozytywne wspomnienia. Jedzenie pachniało, nie było głodu
ani zimna, a ludzie patrzyli życzliwie. Miastem w Iranie, które
dało dzieciom schronienie był Isfahan. To tu stworzono im domy,
szkoły i kaplice. Niektóre z domów zaaranżowanych na sypialnie
oddali w użytkowanie polskiej społeczności Ormianie. Znalazły się
jednak też prywatne osoby, które udostępniły swoje nieruchomości
na potrzeby dzieci.Tylko jak tu odnaleźć miejsca, które kiedyś
zamieszkiwały i odwiedzały polskie sieroty?
Z pomocą przyszedł Pan Stanisław i
ambasada Polski w Iranie. Dostaliśmy od nich kontakt do Alenoosh,
młodej Ormianki, która interesuje się tym tematem. Miała akurat
wolny dzień.
- Słuchajcie, nie mam dzisiaj
zajęć, chętnie spotkam się z Wami i pokażę Wam wszystkie znane
mi miejsca – odpowiedziała na naszą wiadomość.
Podjechała pod nas swoją Sabą Saipą
i rozpoczęliśmy całodniową wycieczkę po zakamarkach Isfahanu,
których mury pamiętają polski język bardzo dobrze.
Najbardziej chcarakterystycznym
miejscem jest kaplica SS Szarytek. Dzieci uczęszczały kiedyś do
niej regularnie, dziś świeci pustkami, ale trzyma się dobrze.
Opiekują się nią dwie siostry z Włoch, raz na miesiąc przyjeżdża
do nich ksiądz z Teheranu. Przeszliśmy się też po budynkach,
które były kiedyś domami i szkołami. Domy należą aktualnie do
prywatnych osób, szkołę przerobiono na Akademię Sztuk Pięknych,
dzieci wyglądają z okien tylko na zdjęciach. Pan Stanisław
odwiedził te miejsca w kwietniu 2015 roku. [Jeśli chcielibyście
przeczytać jego relacje, która konfrontuje to co zobaczył z tym co
w pamięci, przewińcie na dół tego posta.]
Chciałabym opowiedzieć tą historię
każdemu, kto odmawia dzisiaj wyciągniecia pomocnej ręki do tych,
którym bomby spadły na domy i którzy szukają bezpieczeństwa.
Kilkadziesiąt lat temu (to przecież tak niedawno) byliśmy w takiej
samej sytuacji i ten daleki Iran pomógł. A przecież my też
byliśmy "obcy".
-----
- Alenoosh, jak to się stało, że
ty – Ormianka, mieszkasz w Isfahanie?
- 400 lat temu szah przywiózł
Ormian z okolic Jolfy [północno-zachodni Iran] do Isfahanu. Cenił
naszą przedsiębiorczość, wykształcenie, zdolności artystyczne,
dlatego chciał nas mieć bliżej i zbudował nam Nową Jolfę w
Isfahanie.
- I przez 400 lat udało się Wam
zachować Waszą tożsamość?
- Pewnie! Bardzo o to dbaliśmy.
Pielęgnujemy naszą wiarę i korzenie, mamy szkoły, w którym
uczymy się w naszym języku.
- A co z małżeństwami? Szukacie
partnerów na życie we własnym gronie?
- Tak. To ważne, aby zachować
tożsamość. Oczywiście zdarzały i zdarzają się małżeńśtwa
z Persami, ale nie są one dobrze widziane przez obie społeczności.
Moi rodzice są oboje Ormianami, mój brat ma żonę Ormiankę. Ja
też chciałabym znaleźć męża Ormianina. Bo wyobraź sobie,
jakby wyglądało takie mieszane małżeństwo. W jakiej religii
wychowywać dzieci, jak celebrować wspólnie święta? To byłyby
ciągłe negocjacje. Moi rodzice nie byliby szczęśliwi z takiego
układu, a przez to i ja nie bylabym szczęśliwa, bo ich szczęście
jest dla mnie ważne.
- Byłaś kiedyś w Armenii?
- Tak, byłam! Dobrze się tam
czułam, mogłabym tam się przeprowadzić. Gdbybym tylko mogła
zapewnić sobie tam życie na takim poziomie jak tutaj, chciałabym
się tam przeprowadzić. Byłabym otoczona ludźmi podobnymi do mnie.
- A jak się czułaś jak mogłaś
chodzić po ulicy bez zakrycia głowy?
- Wiesz, że dziwnie? Jakby mi
jakiejś ważnej części ubrania brakowało. Ale po kilku dniach
się przyzwyczaiłam i czułam się już zupełnie normalnie.
Poza miejscami powiązanymi z polskimi
dziećmi Alenoosh zabiera nas miejsca ważne dla lokalnych Ormian. W
Jolfie pachnie trochę innym światem. Obejścia bardziej zadbane, tu
kawiarnia serwująca rzadką w Iranie kawę z ekspresu, tam małe
centrum handlowe pachnące zamożnością. Wchodzimy na teren
katedry.
- Tu jesteście u mnie. Możecie
nawet zdjąć chustę i coś zjeść, tu ramadan nie obowiązuje. -
mówi Alenoosh po przekroczeniu terenu kościelnego.
Chustę musi za chwilę wrócić na
swoje miejsce na czubku głowy, pracownik ochrony zwraca mi uwagę.
Pewnie nie chcą się narażać. Skoro dominikanom w Teheranie nie
wolno na stronie internetowej podać godzin rozpoczęcia mszy, bo
jest to w oczach władz nakłanianie do zmiany religii, widać, że
inne religie nie cieszą się w Iranie wolnością i wolą unikać
potencjalnie konfliktowych sytuacji. Niemniej w cieniu murów, na
schodach katedry, rozbijamy piknikowe obozowisko i najadamy się po
uszy kromkami z czekoladą i jogurtem.
Katedrę zdobią intensywnie kolorowe
freski. A tuż obok stoi muzeum, w którym wita nas wielka plansza
upamiętniająca rzeź Ormian w Turcji. Na planszy mapa z
zaznaczonymi wioskami zamieszkałymi przez chrześcijan i liczby
przed i po ludobójstwie. A pod spodem grubo wyróżnione flagi
państw, które uznały oficjalnie cały proceder za ludobójstwo.
Temat ten przewija się kilka razy w rozmowach z Alenoosh. Widać, że
jest on ciągle żywy. Społeczność Isfahanu co roku upamiętnia
rocznice tamtych wydarzeń na terytorium katedry.
Kończymy dzień na zakupach.
- Alenoosh, czy ty znasz może
miejsce, w którym można kupić ładne i niedrogie buty skórzane?
Koleżanka kupiła sobie tutejsze obuwie i bardzo mi się podobało
– pytam
- Pewnie! Moja mama ma sklep z
butami!
No i pamiątkę z Iranu już mam :)
W kaplicy SS Szarytek |
Jeden z domów zamieszkałych kiedyś przez polskie dzieci |
Katedra Ormiańska |
Wody dla ochłody! |
Isfahan wczoraj a dziś - Stanisław Manterys
Miałem okazję wziąć udział w wycieczce do Iranu w maju w towarzystwie córki , wraz z grupą około 30 ludzi z Polski, którzy chyba po raz ostatni chcieli odwiedzić kraj, który był domem dla kilkunastu tysięcy polskich dzieci po ich wybawieniu z „raju” syberyjskiego i przed ich rozjechaniem się w różne strony świata przy końcu II wojny światowej.
„Tajemniczy” Iran/Persja zrobiły na mnie wielkie wrażenie w tamtych czasach, zwłaszcza Isfahan, gdzie mieszkaliśmy jako dzieci i utrwalił się w mojej pamięci jak biało-czarne zdjęcia. Tu podaje kilka spostrzeżeń jak Iran zmienił się od czasu, kiedy byłem tam ostatni raz 70 lat temu i to co zapamiętałem. Tym razem nie widzieliśmy życia we wioskach, tyle tylko co było widać przez okno mknącego autobusu. Większość dwutygodniowego pobytu spędziłem w Isfahanie a tylko dwa dni w Teheranie.
Isfahan, dawna stolica kraju, był wówczas mniejszym miastem, liczyła około 300,000 ludzi. Teraz liczy około 2 miliony. Nie było wysokich budynków, wieżowców, a kopuła Niebieskiego Meczetu górowała nad miastem na tle czystego, błękitnego nieba.
W tamtych czasach powietrze było czyste i przezroczyste a sklepienie bardzo niebieskie. Teraz niestety czystego nieba prawie nie widać ponieważ szara powłoka pokrywa je przez prawie cały rok. Teheran cieszył się tylko jednym czystym dniem w ubiegłym roku. Przemysł ponosi za to dużą winę, ale i ogromna ilość prywatnych samochodów dodaje do tego problemu.
W tamtych czasach było nie wiele samochodów. Nas dzieci wożono wojskowymi ciężarówkami. Osły objuczone były częstym zjawiskiem na ulicach. Dziś już tego nie ma.
70 lat temu Persowie nosili czapki, luźne pantofle bez pięt, szerokie pantalony i długie koszule lub kaftany sięgające za kolana. Teraz w Isfahanie widziałem tylko dwóch starszych panów z nakryciem głowy. Kobiety muszą nosić nakrycie na głowę, zakrywać nogi, ramiona i nogi, ale i tak noszą to z elegancją. Mężczyznom nie wolno nosić krótkich spodni. Właściwie widzi się mało starszych ludzi. Iranczycy są młodym pokoleniem. 70 lat temu Iran liczył około 18 milionów ludzi a teraz ma ich około 80 milionów. Teheran ma około 8 milionów stałej ludności, która zwiększa się do 12 milionów w dnie pracy.
Dawniej, muezin wołał wiernych do modlitwy donosnym głosem z wysokiej, smukłej wieży minaretu, którego było słychać daleko w czystym powietrzu miasta. Dziś muezin został zastąpiony przez nagraną taśmę i głośniki. Z Persami z którymi rozmawiałem już nie pamiętali, że kiedyś było inaczej.
Odwiedziliśmy starą dzielnicę Dżulfę w Isfahanie i konwent sióstr św. Wincentego a Paulo (Szarytki), gdzie niegdyś mieszkały polskie dziewczęta. Kaplica jest prawie nie zmieniona, tak jak tablica przymocowana w bocznej nawie, którą Polacy wystawili w tamtych latach. Obrazu Matki Boskiej już nie ma, bo został zniszczony przez islamskich rewolucjonistów. Odwiedziliśmy kościół ormianski, do którego pamiętam, że chodziliśmy do spowiedzi. Po za rusztowaniem, kościół wyglądał, że się nie zmienił. Niestety katedra ormianska była zamknięta na przebudowę. Trudno było rozpoznać to miejsce, bo plac przed katedrą został podzielony nowym murem i wiele się naokoło zmieniło.
Odwiedziliśmy ormianski chrześcijański cmentarz w Isfahanie, gdzie jest pochowanych 20 Polaków, z których większość zmarło po wydostaniu się z Sybiru.
Dawniej za rzeką były ciekawe i „tajemnicze” ruiny starego Isfahanu, ale dziś nie było po nich widać żadnego śladu, bo teren jest rozbudowany i włączony do powiększonego miasta.
Bazarów na otwartym powietrzu nie widzieliśmy. Większość handlu odbywa się w zwyczajnych sklepach, często umieszczonych w arkadach.
Dawniej arbuzy były wystawione całe, a sprzedawca na żądanie kroił kawał „półksiężyca „ w który można było zatopić twarz. Teraz sprzedają w sklepach w małych kawałkach i nie smakują jak dawniej.
Soczyste granaty dawniej były często spotykane. Teraz nie widziałem żadnych.
W tamtych czasach widok ogrodnika siorbiącego herbatę z porcelanowego spodka był dla mnie dziwnym zjawiskiem. Dziś ten zwyczaj prawie znikł pod wpływem nowoczesnego świata i herbatę pije się z filiżanek, ale są one bez ucha, w stylu Azji Środkowej.
Kiedyś ozdoby z lapis lazuli (niebieski kamień półszlachetny) był w sprzedaży na bazarach. Teraz ich nie widziałem, natomiast wystawy były pełne wyrobów ze złota i srebra jak dawniej, pięknie rzeźbionych i wykutych. Rzędy sklepów jeden przy drugim sprzedają ten sam towar. Perskie dywany są wszędzie w sprzedaży.
Małe wioski, które spotkało się po drodze z Teheranu do Isfahanu, gdzie można było kupić arbuzy czy lepioszki, zniknęły, bo droga została poszerzona do rozmiarów autostrady, na której samochody jadą z wielką szybkością. Niektórzy będą pamiętali, że ta droga była uciążliwa. Teraz autobusem jedzie się około pięciu godzin.
Smaczne lepioszki były niegdyś prosto z pieca, dziś w Isfahanie sprzedawane są najczęściej opakowane w celofan, przez co nieco straciły na smaku.
Droga z Pahlewi (teraz Bandar e Anzali) przez góry do Teheranu była żwirowa i bardzo uciążliwa. Teraz jest pokryta asfaltem, ale nadal jest kręta. Planowana jest nowa, prostsza autostrada.
Pamiętam pobożnych muzułmanów idących ulicą na przedzie procesji wiernych, smagając swe gołe plecy biczami, do krwi. Widziałem to z murów naszego zakładu. Nie wiem, czy ten zwyczaj jeszcze istnieje. Nie widziałem żadnych demonstracji podczas naszego krótkiego pobytu.
Dawne zakłady polskich dzieci są trudne do odnalezienia. Zakład nr. 10 już nie istnieje. Jest zabudowany przez uniwersytet.
Dawniej, ludzie wchodzili na dachy domów przed zachodem słońca by posiedzieć w przyjemnym chłodzie wieczora. Teraz budynki są więcej nowoczesne i ten zwyczaj już nie jest stosowany. Natomiast Isfahan ma piękne, ocienione drzewami szerokie aleje pośrodku ulicy, które są pełne spacerujących ludzi. Bardzo popularnym miejscem do spacerów jest stary ceglany most przez rzekę. Brzegi rzeki są też popularnym miejscem do spacerów. Grupki ludzi, rodziny, rozkładają kosze z jedzeniem na dobrze utrzymanych trawnikach. Kilku ludzi paliło nargile, czyli wodne fajki. Niektórzy zapewne będą pamiętali rzekę, w której było bardzo mało wody. Brak wody jest ogromnym zmartwieniem dla tego kraju. Krajobraz jest jednostajnie bardzo suchy, koloru cegły. Często rzeka w Isfahanie ma całkowicie suche koryto. W roku bieżącym władze państwa pozwoliły na uszczuplenie drogocennych zapasów wody dla przemysłu i wpuszczanie wody do rzeki, żeby Isfahan nacieszył się trochę swoją piękną rzeką, chociaż na czas nieokreślony. Bywały lata, gdy kanały (aryki) wzdłuż ulic całkowicie wysychały i rosnące wzdłuż nich drzewa wymierały. Gdy wody nie brakuje, miasto używa ją do nawadnia tych kanałów.
Przechodzenie przez ulicę jest prawdziwym zaskoczeniem. Miejsca do przejścia ulicy dla pieszych są przeważnie ignorowane przez kierowców. Jednak przejście ulicy jest całkiem bezpieczne. Piesi po prostu wchodzą na jezdnię bez zastanowienia i idą między poruszającymi się samochodami, które albo zwalniają, albo stają albo po prostu omijają pieszych. To jest przyjęta kultura tego miasta. Po pierwszym szoku przechodzenia ulicy w ten sposób, czuło się bezpieczniej niż na wellingtońskiej ulicy.
Napotykani ludzie byli życzliwi i gościnni.
Post napisaliśmy na notebooku Asus UX301L
Post napisaliśmy na notebooku Asus UX301L
21 lipca 2016
By
machy
/ Posted on
21:36:00
/
1 comment
/ Categories:
Iran
,
Kashan
,
podróże z dzieckiem
,
podróżowanie z dzieckiem
Jak myślę o Kashan do głowy przychodzą mi od razu dwie historie z Ignasiem w roli głównej. Nie chcę jednak zrobić z tej strony bloga parentingowego, więc Wam daruję opowieść o tym, jak to dziecka nie upilnowaliśmy i rano wyciągaliśmy go z fontanny do której wjechał rowerem a wieczorem spod huśtawki równoważnej pod która włożył swoją ledwo zrośniętą rękę. Jako że moje matczyne emocje bardzo wokół tych dwóch wydarzeń krążą i wszystko co z Kashan związane dominują niech ten wpis będzie w przeważającej mierze wpisem zdjęciowym. Ciekawiej mam nadzieję dla Was :)
----
Kiedy mówiliśmy Irańczykom, że wybieramy się do Kashan słyszeliśmy zawsze to samo:
- Gorąco!
Liczyliśmy się z tym, że upał w Iranie kiedyś w końcu nadejdzie. Baliśmy się jednak tego bardzo - jak wytrzymamy chodzenie po miastach w tych wszystkich ubraniowych warstwach, gdy na termometrach 40 stopni w cieniu. Na szczęście w Kashan mieliśmy się jeszcze o tym nie przekonać. Do Iranu przyszło dwudniowe ochłodzenie - nasza szansa!
No więc wybraliśmy się na całodniowe klasyczne zwiedzanie starych irańskich domów, łaźni i bazaru, a dzień zakończyliśmy wyjątkowo nie u ludzi w domu ani nie w hotelu, a w miejskim parku. Irańczycy uwielbiają podróżowanie z namiotami, nigdy jednak nie rozbijają się na dziko. Nikt nam nigdy nie potrafił wytłumaczyć dlaczego.
- W miejskich parkach bezpieczniej - słyszeliśmy
- Ale przecież w Iranie jest bezpiecznie? Co nam grozi jak rozbijemy się w górach? Albo za skałami na pustyni? - pytaliśmy
I słyszeliśmy historie o wężach i wilkach i wielkich niedźwiedziach w irańskiej dżungli. Podważanie argumentów do niczego nie prowadziło, zawsze na koniec słyszeliśmy to samo - w parkach śpi się najlepiej. No więc i my raz postanowiliśmy przetestować irańskie podróżowanie z namiotem i rozbiliśmy naszą sypialnię w największym miejskim parku.
Wrażenia? Tym, co mają delikatny sen tego rozwiązania nie polecamy, szczególnie w ramadanie. Bo Irańczycy uwielbiają wspólne jedzenie w miejscach publicznych, a ponieważ ramadan wymaga wstrzymania się z tą czynnością do zachodu słońca, tłum zaczął nadpływać do parku od 21. Do 1 w nocy, kiedy kładliśmy się spać, ludzi nie ubywało a przybywało, poziom hałasu był więc jak przy dobrze obłożonej autostradzie. Ale my z tych, których trąby ze snu wyrwać nie są w stanie, więc spaliśmy smacznie i narzekać nie mieliśmy na co. Po Kashan nie wróciliśmy już jednak do irańskiego stylu "kempingowania". Wolimy jednak mieć trochę więcej prywatności i nie szukać w popłochu chusty w trakcie śródnocnej sik-pauzy.
---
3 tygodnie później odwiedziliśmy Kashan raz jeszcze. Doświadczyliśmy wówczas największego upału w życiu - 48 stopni w cieniu. Cieszymy się, że za pierwszym razem trafiliśmy w okno pogodowe, bo w takim żarze się po prostu nie da. Nic się nie da :)
Dom w Kashan |
Po kąpieli w fontannie |
Łaźnia w Kashan |
W meczecie - to jedyne miejsce, w którym obowiązują mnie czadory |
Perski ogród. Największe wrażenie robi w nim to, że za murami jest pustynia. Ileż tam wody musieli dziennie przelać, żeby tą roślinność utrzymać przez tyle wieków... |
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)