Temat polskich dzieci, które w czasie
II wojny światowej dostały się z Syberii do Iranu, a stąd do
różnych zakątków świata, aby przetrwać czasy niespokoju,
przewija się przez nasze podróże od dawna. Wszystko zaczęło się
od Pana Stanisława, z którym zaprzyjaźniliśmy się w Nowej
Zelandii, a który pokonał ponad 70 lat temu tą właśnie drogę. W
Ugandzie natrafiliśmy na cmentarz i kościół, który po tamtych
wydarzeniach pozostał, a w Kalifornii spędziliśmy przemiłepopołudnie z Panią Niusią. Ją los również rzucił w czasie
wojny do Iranu.
Ze znanych nam relacji dzieci z tamtych
dni biją pozytywne wspomnienia. Jedzenie pachniało, nie było głodu
ani zimna, a ludzie patrzyli życzliwie. Miastem w Iranie, które
dało dzieciom schronienie był Isfahan. To tu stworzono im domy,
szkoły i kaplice. Niektóre z domów zaaranżowanych na sypialnie
oddali w użytkowanie polskiej społeczności Ormianie. Znalazły się
jednak też prywatne osoby, które udostępniły swoje nieruchomości
na potrzeby dzieci.Tylko jak tu odnaleźć miejsca, które kiedyś
zamieszkiwały i odwiedzały polskie sieroty?
Z pomocą przyszedł Pan Stanisław i
ambasada Polski w Iranie. Dostaliśmy od nich kontakt do Alenoosh,
młodej Ormianki, która interesuje się tym tematem. Miała akurat
wolny dzień.
- Słuchajcie, nie mam dzisiaj
zajęć, chętnie spotkam się z Wami i pokażę Wam wszystkie znane
mi miejsca – odpowiedziała na naszą wiadomość.
Podjechała pod nas swoją Sabą Saipą
i rozpoczęliśmy całodniową wycieczkę po zakamarkach Isfahanu,
których mury pamiętają polski język bardzo dobrze.
Najbardziej chcarakterystycznym
miejscem jest kaplica SS Szarytek. Dzieci uczęszczały kiedyś do
niej regularnie, dziś świeci pustkami, ale trzyma się dobrze.
Opiekują się nią dwie siostry z Włoch, raz na miesiąc przyjeżdża
do nich ksiądz z Teheranu. Przeszliśmy się też po budynkach,
które były kiedyś domami i szkołami. Domy należą aktualnie do
prywatnych osób, szkołę przerobiono na Akademię Sztuk Pięknych,
dzieci wyglądają z okien tylko na zdjęciach. Pan Stanisław
odwiedził te miejsca w kwietniu 2015 roku. [Jeśli chcielibyście
przeczytać jego relacje, która konfrontuje to co zobaczył z tym co
w pamięci, przewińcie na dół tego posta.]
Chciałabym opowiedzieć tą historię
każdemu, kto odmawia dzisiaj wyciągniecia pomocnej ręki do tych,
którym bomby spadły na domy i którzy szukają bezpieczeństwa.
Kilkadziesiąt lat temu (to przecież tak niedawno) byliśmy w takiej
samej sytuacji i ten daleki Iran pomógł. A przecież my też
byliśmy "obcy".
-----
- Alenoosh, jak to się stało, że
ty – Ormianka, mieszkasz w Isfahanie?
- 400 lat temu szah przywiózł
Ormian z okolic Jolfy [północno-zachodni Iran] do Isfahanu. Cenił
naszą przedsiębiorczość, wykształcenie, zdolności artystyczne,
dlatego chciał nas mieć bliżej i zbudował nam Nową Jolfę w
Isfahanie.
- I przez 400 lat udało się Wam
zachować Waszą tożsamość?
- Pewnie! Bardzo o to dbaliśmy.
Pielęgnujemy naszą wiarę i korzenie, mamy szkoły, w którym
uczymy się w naszym języku.
- A co z małżeństwami? Szukacie
partnerów na życie we własnym gronie?
- Tak. To ważne, aby zachować
tożsamość. Oczywiście zdarzały i zdarzają się małżeńśtwa
z Persami, ale nie są one dobrze widziane przez obie społeczności.
Moi rodzice są oboje Ormianami, mój brat ma żonę Ormiankę. Ja
też chciałabym znaleźć męża Ormianina. Bo wyobraź sobie,
jakby wyglądało takie mieszane małżeństwo. W jakiej religii
wychowywać dzieci, jak celebrować wspólnie święta? To byłyby
ciągłe negocjacje. Moi rodzice nie byliby szczęśliwi z takiego
układu, a przez to i ja nie bylabym szczęśliwa, bo ich szczęście
jest dla mnie ważne.
- Byłaś kiedyś w Armenii?
- Tak, byłam! Dobrze się tam
czułam, mogłabym tam się przeprowadzić. Gdbybym tylko mogła
zapewnić sobie tam życie na takim poziomie jak tutaj, chciałabym
się tam przeprowadzić. Byłabym otoczona ludźmi podobnymi do mnie.
- A jak się czułaś jak mogłaś
chodzić po ulicy bez zakrycia głowy?
- Wiesz, że dziwnie? Jakby mi
jakiejś ważnej części ubrania brakowało. Ale po kilku dniach
się przyzwyczaiłam i czułam się już zupełnie normalnie.
Poza miejscami powiązanymi z polskimi
dziećmi Alenoosh zabiera nas miejsca ważne dla lokalnych Ormian. W
Jolfie pachnie trochę innym światem. Obejścia bardziej zadbane, tu
kawiarnia serwująca rzadką w Iranie kawę z ekspresu, tam małe
centrum handlowe pachnące zamożnością. Wchodzimy na teren
katedry.
- Tu jesteście u mnie. Możecie
nawet zdjąć chustę i coś zjeść, tu ramadan nie obowiązuje. -
mówi Alenoosh po przekroczeniu terenu kościelnego.
Chustę musi za chwilę wrócić na
swoje miejsce na czubku głowy, pracownik ochrony zwraca mi uwagę.
Pewnie nie chcą się narażać. Skoro dominikanom w Teheranie nie
wolno na stronie internetowej podać godzin rozpoczęcia mszy, bo
jest to w oczach władz nakłanianie do zmiany religii, widać, że
inne religie nie cieszą się w Iranie wolnością i wolą unikać
potencjalnie konfliktowych sytuacji. Niemniej w cieniu murów, na
schodach katedry, rozbijamy piknikowe obozowisko i najadamy się po
uszy kromkami z czekoladą i jogurtem.
Katedrę zdobią intensywnie kolorowe
freski. A tuż obok stoi muzeum, w którym wita nas wielka plansza
upamiętniająca rzeź Ormian w Turcji. Na planszy mapa z
zaznaczonymi wioskami zamieszkałymi przez chrześcijan i liczby
przed i po ludobójstwie. A pod spodem grubo wyróżnione flagi
państw, które uznały oficjalnie cały proceder za ludobójstwo.
Temat ten przewija się kilka razy w rozmowach z Alenoosh. Widać, że
jest on ciągle żywy. Społeczność Isfahanu co roku upamiętnia
rocznice tamtych wydarzeń na terytorium katedry.
Kończymy dzień na zakupach.
- Alenoosh, czy ty znasz może
miejsce, w którym można kupić ładne i niedrogie buty skórzane?
Koleżanka kupiła sobie tutejsze obuwie i bardzo mi się podobało
– pytam
- Pewnie! Moja mama ma sklep z
butami!
No i pamiątkę z Iranu już mam :)
W kaplicy SS Szarytek |
Jeden z domów zamieszkałych kiedyś przez polskie dzieci |
Katedra Ormiańska |
Wody dla ochłody! |
Isfahan wczoraj a dziś - Stanisław Manterys
Miałem okazję wziąć udział w wycieczce do Iranu w maju w towarzystwie córki , wraz z grupą około 30 ludzi z Polski, którzy chyba po raz ostatni chcieli odwiedzić kraj, który był domem dla kilkunastu tysięcy polskich dzieci po ich wybawieniu z „raju” syberyjskiego i przed ich rozjechaniem się w różne strony świata przy końcu II wojny światowej.
„Tajemniczy” Iran/Persja zrobiły na mnie wielkie wrażenie w tamtych czasach, zwłaszcza Isfahan, gdzie mieszkaliśmy jako dzieci i utrwalił się w mojej pamięci jak biało-czarne zdjęcia. Tu podaje kilka spostrzeżeń jak Iran zmienił się od czasu, kiedy byłem tam ostatni raz 70 lat temu i to co zapamiętałem. Tym razem nie widzieliśmy życia we wioskach, tyle tylko co było widać przez okno mknącego autobusu. Większość dwutygodniowego pobytu spędziłem w Isfahanie a tylko dwa dni w Teheranie.
Isfahan, dawna stolica kraju, był wówczas mniejszym miastem, liczyła około 300,000 ludzi. Teraz liczy około 2 miliony. Nie było wysokich budynków, wieżowców, a kopuła Niebieskiego Meczetu górowała nad miastem na tle czystego, błękitnego nieba.
W tamtych czasach powietrze było czyste i przezroczyste a sklepienie bardzo niebieskie. Teraz niestety czystego nieba prawie nie widać ponieważ szara powłoka pokrywa je przez prawie cały rok. Teheran cieszył się tylko jednym czystym dniem w ubiegłym roku. Przemysł ponosi za to dużą winę, ale i ogromna ilość prywatnych samochodów dodaje do tego problemu.
W tamtych czasach było nie wiele samochodów. Nas dzieci wożono wojskowymi ciężarówkami. Osły objuczone były częstym zjawiskiem na ulicach. Dziś już tego nie ma.
70 lat temu Persowie nosili czapki, luźne pantofle bez pięt, szerokie pantalony i długie koszule lub kaftany sięgające za kolana. Teraz w Isfahanie widziałem tylko dwóch starszych panów z nakryciem głowy. Kobiety muszą nosić nakrycie na głowę, zakrywać nogi, ramiona i nogi, ale i tak noszą to z elegancją. Mężczyznom nie wolno nosić krótkich spodni. Właściwie widzi się mało starszych ludzi. Iranczycy są młodym pokoleniem. 70 lat temu Iran liczył około 18 milionów ludzi a teraz ma ich około 80 milionów. Teheran ma około 8 milionów stałej ludności, która zwiększa się do 12 milionów w dnie pracy.
Dawniej, muezin wołał wiernych do modlitwy donosnym głosem z wysokiej, smukłej wieży minaretu, którego było słychać daleko w czystym powietrzu miasta. Dziś muezin został zastąpiony przez nagraną taśmę i głośniki. Z Persami z którymi rozmawiałem już nie pamiętali, że kiedyś było inaczej.
Odwiedziliśmy starą dzielnicę Dżulfę w Isfahanie i konwent sióstr św. Wincentego a Paulo (Szarytki), gdzie niegdyś mieszkały polskie dziewczęta. Kaplica jest prawie nie zmieniona, tak jak tablica przymocowana w bocznej nawie, którą Polacy wystawili w tamtych latach. Obrazu Matki Boskiej już nie ma, bo został zniszczony przez islamskich rewolucjonistów. Odwiedziliśmy kościół ormianski, do którego pamiętam, że chodziliśmy do spowiedzi. Po za rusztowaniem, kościół wyglądał, że się nie zmienił. Niestety katedra ormianska była zamknięta na przebudowę. Trudno było rozpoznać to miejsce, bo plac przed katedrą został podzielony nowym murem i wiele się naokoło zmieniło.
Odwiedziliśmy ormianski chrześcijański cmentarz w Isfahanie, gdzie jest pochowanych 20 Polaków, z których większość zmarło po wydostaniu się z Sybiru.
Dawniej za rzeką były ciekawe i „tajemnicze” ruiny starego Isfahanu, ale dziś nie było po nich widać żadnego śladu, bo teren jest rozbudowany i włączony do powiększonego miasta.
Bazarów na otwartym powietrzu nie widzieliśmy. Większość handlu odbywa się w zwyczajnych sklepach, często umieszczonych w arkadach.
Dawniej arbuzy były wystawione całe, a sprzedawca na żądanie kroił kawał „półksiężyca „ w który można było zatopić twarz. Teraz sprzedają w sklepach w małych kawałkach i nie smakują jak dawniej.
Soczyste granaty dawniej były często spotykane. Teraz nie widziałem żadnych.
W tamtych czasach widok ogrodnika siorbiącego herbatę z porcelanowego spodka był dla mnie dziwnym zjawiskiem. Dziś ten zwyczaj prawie znikł pod wpływem nowoczesnego świata i herbatę pije się z filiżanek, ale są one bez ucha, w stylu Azji Środkowej.
Kiedyś ozdoby z lapis lazuli (niebieski kamień półszlachetny) był w sprzedaży na bazarach. Teraz ich nie widziałem, natomiast wystawy były pełne wyrobów ze złota i srebra jak dawniej, pięknie rzeźbionych i wykutych. Rzędy sklepów jeden przy drugim sprzedają ten sam towar. Perskie dywany są wszędzie w sprzedaży.
Małe wioski, które spotkało się po drodze z Teheranu do Isfahanu, gdzie można było kupić arbuzy czy lepioszki, zniknęły, bo droga została poszerzona do rozmiarów autostrady, na której samochody jadą z wielką szybkością. Niektórzy będą pamiętali, że ta droga była uciążliwa. Teraz autobusem jedzie się około pięciu godzin.
Smaczne lepioszki były niegdyś prosto z pieca, dziś w Isfahanie sprzedawane są najczęściej opakowane w celofan, przez co nieco straciły na smaku.
Droga z Pahlewi (teraz Bandar e Anzali) przez góry do Teheranu była żwirowa i bardzo uciążliwa. Teraz jest pokryta asfaltem, ale nadal jest kręta. Planowana jest nowa, prostsza autostrada.
Pamiętam pobożnych muzułmanów idących ulicą na przedzie procesji wiernych, smagając swe gołe plecy biczami, do krwi. Widziałem to z murów naszego zakładu. Nie wiem, czy ten zwyczaj jeszcze istnieje. Nie widziałem żadnych demonstracji podczas naszego krótkiego pobytu.
Dawne zakłady polskich dzieci są trudne do odnalezienia. Zakład nr. 10 już nie istnieje. Jest zabudowany przez uniwersytet.
Dawniej, ludzie wchodzili na dachy domów przed zachodem słońca by posiedzieć w przyjemnym chłodzie wieczora. Teraz budynki są więcej nowoczesne i ten zwyczaj już nie jest stosowany. Natomiast Isfahan ma piękne, ocienione drzewami szerokie aleje pośrodku ulicy, które są pełne spacerujących ludzi. Bardzo popularnym miejscem do spacerów jest stary ceglany most przez rzekę. Brzegi rzeki są też popularnym miejscem do spacerów. Grupki ludzi, rodziny, rozkładają kosze z jedzeniem na dobrze utrzymanych trawnikach. Kilku ludzi paliło nargile, czyli wodne fajki. Niektórzy zapewne będą pamiętali rzekę, w której było bardzo mało wody. Brak wody jest ogromnym zmartwieniem dla tego kraju. Krajobraz jest jednostajnie bardzo suchy, koloru cegły. Często rzeka w Isfahanie ma całkowicie suche koryto. W roku bieżącym władze państwa pozwoliły na uszczuplenie drogocennych zapasów wody dla przemysłu i wpuszczanie wody do rzeki, żeby Isfahan nacieszył się trochę swoją piękną rzeką, chociaż na czas nieokreślony. Bywały lata, gdy kanały (aryki) wzdłuż ulic całkowicie wysychały i rosnące wzdłuż nich drzewa wymierały. Gdy wody nie brakuje, miasto używa ją do nawadnia tych kanałów.
Przechodzenie przez ulicę jest prawdziwym zaskoczeniem. Miejsca do przejścia ulicy dla pieszych są przeważnie ignorowane przez kierowców. Jednak przejście ulicy jest całkiem bezpieczne. Piesi po prostu wchodzą na jezdnię bez zastanowienia i idą między poruszającymi się samochodami, które albo zwalniają, albo stają albo po prostu omijają pieszych. To jest przyjęta kultura tego miasta. Po pierwszym szoku przechodzenia ulicy w ten sposób, czuło się bezpieczniej niż na wellingtońskiej ulicy.
Napotykani ludzie byli życzliwi i gościnni.
Post napisaliśmy na notebooku Asus UX301L
Post napisaliśmy na notebooku Asus UX301L
Cześć! Powinno się pisać całą prawdę. Iran był wtedy zależny od Wielkiej Brytanii i musiał (za jej pieniądze) przyjąć Polaków z ZSRR na pewien czas. Podobnie później N. Zelandia i niektóre kraje afrykańskie. Nie umniejsza to wcale wielkiego serca i gościnności mieszkańców Iranu, i ówczesnych i obecnych, chociaż, jak wszędzie, zdarzają się wyjątki. Bardzo dotkliwie okradziono mnie w Kermanshahu, bo straciłem m.in. sprzęt wspinaczkowy i buty górskie, chociaż bagaż był w "pewnym" depozycie polecanym przez policję. Jednak do Iranu chętnie wrócę, bo tam są piękni ludzie, piękne zabytki i piękne góry.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę szczęśliwego podróżowania.
Jacek
to nie ma nic wspólnego z zależnością Iranu od UK, tutaj co innego miało znaczenie, ropa która brytyjczycy chcieli ochronić "wykorzystując" niejako żołnierzy których Anders wyprowadził z sowieckiego piekła...i 44 tys. cywilów w tym matki z dziećmi...dlatego Twój komentarz dot. kradzieży i Iranu - nie jest trafny, trafne jest spostrzeżenie, że wiele razy w historii wykorzystywaliśmy sytuację, by na niefajnych warunkach, ale korzystać z pomocy "aliantów", którzy realizowali swoje interesy....pomoc ludzi w Iranie, maharadzów w Indiach w obozach dla polskich uchodźców - bezcenna, powinniśmy korzystac z tej lekcji....
Usuńto nie ma nic wspólnego z zależnością Iranu od UK, tutaj co innego miało znaczenie, ropa która brytyjczycy chcieli ochronić "wykorzystując" niejako żołnierzy których Anders wyprowadził z sowieckiego piekła...i 44 tys. cywilów w tym matki z dziećmi...dlatego Twój komentarz dot. kradzieży i Iranu - nie jest trafny, trafne jest spostrzeżenie, że wiele razy w historii wykorzystywaliśmy sytuację, by na niefajnych warunkach, ale korzystać z pomocy "aliantów", którzy realizowali swoje interesy....pomoc ludzi w Iranie, maharadzów w Indiach w obozach dla polskich uchodźców - bezcenna, powinniśmy korzystac z tej lekcji....
UsuńDopiero zauważyłam! Dzięki za to cenne uzupełnienie! Dodaje obiektywizmu, choć i tak, jak napisałeś, nie umniejsza to wielkiego serca Irańczyków. A z kradzieżą, przykro słyszeć. Źli ludzie są jak widać wszędzie, choć po naszych doświadczeniach w Iranie wydaje sie to nieprawdopodobne. Magda
OdpowiedzUsuńInternational Journal of Persian Carpet & Oriental Rug ©
OdpowiedzUsuń•Tel/Fax: +98 21-88933007
•Mobil: +98 9369752854
•Web: www.Rug.VestaNar.com
•E-mail: Info.VestaRug.Journal@gmail.com
•Telegram: @VestaRug
•Admin: @IFSMG
•Instagram: @IFSMG
***
Best Regards
Dr. Mahdi Omidi Jafari
International Department