Jak myślę o Kashan do głowy przychodzą mi od razu dwie historie z Ignasiem w roli głównej. Nie chcę jednak zrobić z tej strony bloga parentingowego, więc Wam daruję opowieść o tym, jak to dziecka nie upilnowaliśmy i rano wyciągaliśmy go z fontanny do której wjechał rowerem a wieczorem spod huśtawki równoważnej pod która włożył swoją ledwo zrośniętą rękę. Jako że moje matczyne emocje bardzo wokół tych dwóch wydarzeń krążą i wszystko co z Kashan związane dominują niech ten wpis będzie w przeważającej mierze wpisem zdjęciowym. Ciekawiej mam nadzieję dla Was :)
----
Kiedy mówiliśmy Irańczykom, że wybieramy się do Kashan słyszeliśmy zawsze to samo:
- Gorąco!
Liczyliśmy się z tym, że upał w Iranie kiedyś w końcu nadejdzie. Baliśmy się jednak tego bardzo - jak wytrzymamy chodzenie po miastach w tych wszystkich ubraniowych warstwach, gdy na termometrach 40 stopni w cieniu. Na szczęście w Kashan mieliśmy się jeszcze o tym nie przekonać. Do Iranu przyszło dwudniowe ochłodzenie - nasza szansa!
No więc wybraliśmy się na całodniowe klasyczne zwiedzanie starych irańskich domów, łaźni i bazaru, a dzień zakończyliśmy wyjątkowo nie u ludzi w domu ani nie w hotelu, a w miejskim parku. Irańczycy uwielbiają podróżowanie z namiotami, nigdy jednak nie rozbijają się na dziko. Nikt nam nigdy nie potrafił wytłumaczyć dlaczego.
- W miejskich parkach bezpieczniej - słyszeliśmy
- Ale przecież w Iranie jest bezpiecznie? Co nam grozi jak rozbijemy się w górach? Albo za skałami na pustyni? - pytaliśmy
I słyszeliśmy historie o wężach i wilkach i wielkich niedźwiedziach w irańskiej dżungli. Podważanie argumentów do niczego nie prowadziło, zawsze na koniec słyszeliśmy to samo - w parkach śpi się najlepiej. No więc i my raz postanowiliśmy przetestować irańskie podróżowanie z namiotem i rozbiliśmy naszą sypialnię w największym miejskim parku.
Wrażenia? Tym, co mają delikatny sen tego rozwiązania nie polecamy, szczególnie w ramadanie. Bo Irańczycy uwielbiają wspólne jedzenie w miejscach publicznych, a ponieważ ramadan wymaga wstrzymania się z tą czynnością do zachodu słońca, tłum zaczął nadpływać do parku od 21. Do 1 w nocy, kiedy kładliśmy się spać, ludzi nie ubywało a przybywało, poziom hałasu był więc jak przy dobrze obłożonej autostradzie. Ale my z tych, których trąby ze snu wyrwać nie są w stanie, więc spaliśmy smacznie i narzekać nie mieliśmy na co. Po Kashan nie wróciliśmy już jednak do irańskiego stylu "kempingowania". Wolimy jednak mieć trochę więcej prywatności i nie szukać w popłochu chusty w trakcie śródnocnej sik-pauzy.
---
3 tygodnie później odwiedziliśmy Kashan raz jeszcze. Doświadczyliśmy wówczas największego upału w życiu - 48 stopni w cieniu. Cieszymy się, że za pierwszym razem trafiliśmy w okno pogodowe, bo w takim żarze się po prostu nie da. Nic się nie da :)
Dom w Kashan |
Po kąpieli w fontannie |
Łaźnia w Kashan |
W meczecie - to jedyne miejsce, w którym obowiązują mnie czadory |
Perski ogród. Największe wrażenie robi w nim to, że za murami jest pustynia. Ileż tam wody musieli dziennie przelać, żeby tą roślinność utrzymać przez tyle wieków... |
Fajne fotki :)
OdpowiedzUsuńDzięki za odnowienie wspomnień ;)