O 17 wyruszamy z Aszchabadu na północ, drogą przez pustynię w stronę Darwazy, chcemy spać pod chyba najdłużej palącym się ogniskiem. Trochę późno, ale tak nam się z naszą turkmeńską rodziną dobrze rozmawiało, że odkładaliśmy wyjazd najdłużej jak się dało. Może to i dobrze, że tak się złożyło, bo pomimo późno popołudniowej pory żar się leje z nieba i klima nie wyrabia, żeby przerobić to 45-stopniowe powietrze, które do niej wpada. Płasko, piaszczyście na prawo i lewo, czasami przemknie przed oczami wielbłąd. Przed wyjazdem mówiliśmy Ignasiowi, że jedziemy tam, gdzie żyją wielbłądy. No i proszę - są, nareszcie!
Kiedy docieramy do osady Darwaza, jest już prawie ciemno. Do naszego celu, musimy odbić kilka kilometrów na prawo, małą, szutrową drogą. Przy przekraczaniu pierwszej wydmy robi się mocno piaszczyście, samochód tańczy i wracają wspomnienia z zakopanego auta w omańskich piachach. Tylko jedno wzgórze okazuje się piaszczyste, dalej jest już łatwo.
Udało się. Dotarliśmy do jednej z czołowych atrakcji Turkmenistanu, pięknego i dziwnego jednocześnie krateru, zwanego Bramą Piekieł. Mamy w składzie wielkiego fana ognia, wiec 3/4 rodziny gapi się w dół z zachwytem. Wow, jak to niesamowicie wygląda. Ogromny dół ognia i roztaczająca się wokół łuna ciepłego światła.
Dla tych, którzy o płonącym kraterze nigdy nie słyszeli - słowo wyjaśnienia. Skąd on się tu, pośrodku niczego wziął? W 1971 miejsce to odwiedzili sowieccy geolodzy. Przypuszczano, że znajdują się tu duże pokłady ropy naftowej. Rozpoczęto więc odwierty próbne. Sprzęt został pechowo ustawiony na tzw. kieszeni gazowej, czyli takiej "jamie" w skale z gazem, która zapadła się pochłaniając sprzęt. Zaczął ulatniać się gaz. który zagrażał żyjącym w okolicy zwierzętom i ludziom. Dlatego postanowiono poradzić sobie z ryzykiem podpalając go. Nie jest to praktyka dziwna. W trakcie odwiertów, zdarza się podpalać gaz, który nie może zostać odprowadzony rurociągami. W tym jednak przypadku nikt nie miał pojęcia jaka jest pojemność właśnie odkrytego złoża. Naukowcy zakładali, że maksymalnie w ciągu kilku tygodni gaz się wypali i temat zostanie zamknięty. Tymczasem ognisko pali się od ponad 40 lat i nie przejawia żadnych oznak wygaszania.
Sprawdzamy kierunek wiatru i rozbijamy się w miejscu, w którym nie będą docierały do nas opary z krateru. Razem z nami śpi pod kraterem dzisiaj turkmeńska rodzina z trzema córkami. Każda z nich studiuje za granicą, każda w innym kraju. Zjechały właśnie do domu na wakacje i rodzice zorganizowali im nocny piknik pod Bramą Piekła. Zapraszają nas na koce. Mama dba, żeby nikt nie poszedł spać głodny. Na talerzach lądują kolejne kawałki grillowanej baraniny, sałatki, ciastka. To nasza pierwsza konfrontacja z rosyjskim po latach. Mamy jakieś dziwne wrażenie, że w mózgu mamy jedną szufladkę na język obcy inny niż angielski. Z pewnością lepiej idzie nam rozmowa niż na irańskiej prowincji. Ale co najmniej śmiesznie musi brzmieć ten nasz polski z rosyjskim akcentem i domieszką zrusyfikowanych hiszpańskich słów. Musimy się za nasz rosyjski wziąć. Będzie on nam towarzyszył przez kolejne miesiące, a to wielki skarb móc się porozumieć z każdą ze spotkanych na drodze osób.
Droga do Darwazy |
Osada po drodze |
Jesteśmy!!! U Bram Piekieł |
A tak wygląda to samo miejsce o poranku |
Przepiękne zdjęcia, niesamowite zapatrzenie trójki facetów ( dwóch małych jeden dorosły w magię ognia.....
OdpowiedzUsuń